poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 62.


     Weszliśmy do środka trzymając się za ręce. Cały czas nie mogłam się przestać uśmiechać i patrzeć na pierścionek na moim palcu. To wszystko co się działo, było dla mnie jak sen. Gdy stanęliśmy przed drzwiami garderoby ogarnął mnie dziwny strach i zatrzymałam się gwałtownie.

- Zayn… Może zachowajmy to na razie dla siebie.. – powiedziałam szeptem.

- Czemu? - zapytał poważnie.

- Nie  wiem.. Boje się ich reakcji.. Boje się, że wcale nie będą się cieszyć..

- Kochanie, to nasi przyjaciele… Powiemy im w trochę spokojniejszych warunkach.

    Zayn objął mnie ramieniem i razem weszliśmy do garderoby. Gdy tylko przekroczyliśmy jej próg, wszyscy utkwili w nas swoje badawcze spojrzenia. Czułam się jak pod ostrzałem. Szybko schowałam ręce do kieszeni bluzy, by nikt nie zauważył pierścionka na moim placu. Przez krótką chwilę wszyscy trwaliśmy w ciszy, obserwując się wzajemnie.

- Dobra chłopaki. Czas się szykować. Koncert za niedługo się zaczyna. – powiedziałam po chwili nieskładnie, próbując przerwać ten niezręczny moment. Chłopcy wstali z kanap i podeszli do wieszaków, by wybrać swoje stylówki na dzisiejszy wieczór.

- Mandie.. Musimy pogadać… - szepnęłam przyjaciółce na ucho i razem wyszłyśmy na parking, by zapalić.

- Eva co jest… Strasznie dziwnie się zachowujesz.. – zapytała ze zdenerwowaniem. Rozejrzałam się dookoła i wyjęłam dłoń z kieszenie i pokazałam jej pierścionek. Mandie aż otworzyła buzie ze zdziwienia, z potem zaczęła piszczeć.

- Zamknij się głupia!- syknęłam ze złością.

- Zaręczyliście się!! Boże Eva, tak bardzo się cieszę. – powiedziała ze łzami w oczach i rzuciła mi się na szyję. Objęłam ją mocno i uśmiechnęłam się sama do siebie.

- To najpiękniejsza rzecz jaką widziałam w życiu. – powiedziała po chwili, patrząc na pierścionek zaręczynowy.

- Wiem.. Jest przepiękny.

- To kiedy powiecie reszcie?

   W ciągu sekundy posmutniałam i stanęłam plecami do Mandie, ta podeszła do mnie po chwili i położyła mi dłoń na ramieniu.

- Ev… co jest?

- Boje się strasznie ich reakcji.. że się nie ucieszą.. Boje się reakcji fanów.. znienawidzą mnie..

- Ev, to normalne, że się boisz, ale to normalna kolej rzeczy. Kochacie się z Malikiem na zabój, chcecie być razem do końca życia. Jestem pewna, że wszyscy to zaakceptują i będą się cieszyć razem z Wami.

- Eva, Mandie, chodźcie.. Mamy tam małe szaleństwo.. – rzucił Matt, który pojawił się znikąd. Zgasiłam papierosa i wróciłam do garderoby chłopaków. Niall gonił Harrego, trzymając w ręku bliżej nieokreślony przedmiot, Liam i Lou tańczyli do jednej z piosenek lecących w radiu, a Zayn spał.

- Niektóre rzeczy się nie zmieniają.. – powiedziałam do siebie.

- Dobra Panowie, za 15 minut zaczynamy koncert, piękne fanki już czekają pod sceną, a wy wyglądacie jak bezdomni. Ubierać się. – rzuciłam wojskowym tonem. Lou, Niall, Harry i Liam ustawili się w rzędzie, a po paru minutach dołączył do nich Zayn, który stwierdził, że chyba powinien już się obudzić. Ubrałyśmy chłopaków najszybciej jak to przy nich było możliwe i pozwoliłyśmy iść im na scenę.

- Do zobaczenia później Pani Malik.. – szepnął mi na ucho Zayn wychodząc i dołączył do reszty. Ja tylko lekko się uśmiechnęłam i znowu spojrzałam na pierścionek na moim palcu. Naprawdę wolałabym, żeby to wszystko zostało między nami. Przed oczami widziałam te wszystkie okładki gazet, reakcje fanek Zayn’a. Na myśl o tym, przeszedł mnie dreszcz.

- Chodź, koncert się zaczyna. – rzuciła Mandie, wtykając głowę przez uchylone drzwi. Wzięłam głęboki oddech, schowałam ręce do kieszeni i podążyłam za przyjaciółką. Usiadłyśmy na ziemi, obok stanowiska technicznych, skąd był idealny widok, ale nikt nie mógł nas zobaczyć. Kiedy patrzyłam na Mandie, mało brakowało, a umarłabym ze śmiechu. Kiedy patrzyła na Liam’a, jej oczy świeciły się jak gwiazdy, a gdy tylko Payne śpiewał solówki, piszczała jak nastolatka.

- Czemu się nie umówicie znowu? Widać, że was do siebie ciągnie i to bardzo. – powiedziałam z uśmiechem.

- Nie chce mu się narzucać. Pewnie jedna randka mu wystarczyła.. – rzuciła smutnym głosem Mandie.

- O szaleję z Wami.. – rzuciłam i schowałam twarz w dłoniach. Postanowiłam, że za wszelką cenę tą dwójkę wyswatam, bo pasowali do siebie idealnie. Z każdą upływającą piosenką, byłam coraz bardziej przerażona i roztrzęsiona.

- Eva, co się dzieje? – zapytała Mandie, gdy chłopcy zeszli ze sceny.

- Zayn chce teraz wszystkim ogłosić, że się zaręczyliśmy… - odpowiedziałam. Ona tylko mocno mnie przytuliła, próbując dodać mi otuchy. Wróciłyśmy do garderoby i zajęłyśmy miejsce na kanapie obok Paul’a. Po kilku minutach dołączyli do nas Liam, Harry, Lou, Niall i Zayn. Mulat skinął na mnie, dając znak żebym do niego podeszła.

- Jesteś gotowa? – szepnął mi na ucho.

- Nie, ale skoro nie mamy innego wyjścia… - odpowiedziałam i chwyciłam mocno dłoń Malika.

- Słuchajcie, mogę Was wszystkich prosić o uwagę? – zaczął. Cała ekipa zebrana w garderobie zamilkła i 
skupiła na nas swoją uwagę.

- Dzięki.. Słuchajcie.. Muszę.. Musimy w Evą powiedzieć Wam coś bardzo ważnego.. Zaręczyliśmy się. – ogłosił Zayn. Wszyscy dalej milczeli. Byli w ogromnym szoku. Ja miałam wrażenie, że nie oddycham i że za chwilę się przewrócę. Wydawało mi się, że ta cisza trwa w nieskończoność.

- Wy sobie żartujecie, no nie? – powiedział po chwili Lou.

- Ymm no nie.. – wydukałam ledwo.

- A ja wiedziałem, że tak będzie. Oni pasują do siebie idealnie i bardzo się cieszę! – powiedział Paul, podszedł do nas i mocno uściskał. Kamień spadł mi z serca. Potem reszta rzuciła się na nas.

- No to się chyba nam mały Malik szykuje. – powiedział z uśmiechem Niall i nachylił się do mojego brzucha. Ja tylko z całej siły go odepchnęłam i pogroziłam mu palcem.

- To będzie największe wesele w historii. Bardzo się cieszę. – dodał Liam i mocno mnie przytulił.

- Oj Zayn, rozkochałeś w sobie Anioła. – stwierdził Lou i założył Malikowi nelsona. Po chwili do garderoby wpadł Paul z butelką szampana i zaczęliśmy małe święto. Nie mogliśmy jeszcze opuścić terenu koncertu, bo sytuacja na zewnątrz była dość niebezpieczna. Fanki stratowały ogrodzenie i musieliśmy czekać na wsparcie policji. Czekając na ochronę, ekipa zdążyła już wybrać imiona dla naszych dzieci, zaplanować nam podróż poślubną i naszą wspólną starość. Bardzo cieszyłam się, że tak zareagowali na tę wiadomość. Brakowało wśród nich jednak jednej osoby.

- Za 15 minut wyjeżdżamy. Gdzie jest Harry? – rzucił Paul rozglądając się po garderobie. Nikt jednak się nie odezwał. Postanowiłam po niego pójść, gdyż domyślałam się gdzie mógł się schować.  Na tyłach hali znajdował się wielki taras, który służył jako droga ewakuacyjna. Harry stał oparty o ścianę, wzrok miał utkwiony w ziemi, a w dłoni trzymał papierosa. 

- Od kiedy Ty palisz? – rzuciłam w jego stronę.

- Nie palę.. Myślałem, że mi to pomoże, jednak się myliłem. – stwierdził poważnie i rzucił niedopałek przed siebie.

- Harry.. Co się stało? – zapytałam, gdy stanęłam naprzeciwko niego.

- Nic.. – burknął i odwrócił twarz w drugą stronę. Chwyciłam jego podbródek i spojrzałam w jego oczy. Był bardzo poważny i podłamany. Milczeliśmy przed dłuższą chwilę.

- Jesteś tego pewna?

- Czego?

- Tego.. – powiedział poważnie, chwycił moją dłoń i skupił swój wzrok na pierścionku zaręczynowym.

- Tak.. Chyba tak.. Tak. Kocham Zayn’a, chce z nim być… To chyba dobre rozwiązanie?

- Ja tam nie wiem.. Chcę tylko żebyś była szczęśliwa.. To jest dla mnie najważniejsze. – rzucił, położył dłoń na moim policzku i przybliżył swoją twarz do mojej. Serce waliło mi jak szalone, w gardle mi zaschło, a nogi miałam jak z waty. Staliśmy tak kilka chwil, jednak postanowiłam to przerwać i odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość.

- Jestem szczęśliwa Harry. I jestem pewna tego co robię. – rzuciłam poważnie i ruszyłam w stronę drzwi.

- Mam nadzieję.. – powiedział szeptem. Myślał, że tego nie słyszałam.

- Nie musisz się o nic martwić. Obstawa już czeka. Wracamy do hotelu. – syknęłam z wściekłością i 
weszłam do środka. 

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 61.



    Patrzyłam na niego szokowana, nie wiedząc zupełnie co mam odpowiedzieć.  Sekundy mijały, a ja wciąż milczałam i próbowałam szybko pozbierać myśli. Musiałam coś mu odpowiedzieć.. Ale nie wiedziałam co. Zayn tak cholernie mnie zaskoczył. Nie potrafiłam odpowiedzieć, czy chce tego, czy nie. Sama tego nie wiedziałam.

- Zayn ja.. ja nie wiem co mam powiedzieć… - zaczęłam powoli.

- Opcje masz dwie, tak lub nie. Choć wolałbym, żebyś tej drugiej nie wybrała.. – odpowiedział z uśmiechem. Patrząc na niego posmutniałam i czym prędzej odwróciłam wzrok w inną stronę. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Znów zapadła między nami cisza.

- Tak strasznie mnie zaskoczyłeś… Jesteśmy tacy młodzi.. Mamy ledwo 19 lat.. I już ślub?

- Fakt, jesteśmy młodzi, ale nikogo nie będę kochać tak jak Ciebie, Eva. Nie wyobrażam sobie  życia bez Ciebie. Dlatego zdecydowałem się na te oświadczyny.
Zayn z każdą sekundą robił się coraz bardziej skołowany i zdenerwowany. Widziałam jak jego serce wali jak szalone, a dłonie trzęsły mu się tak mocno, że ledwo mógł utrzymać w nich pierścionek.

- Zayn, wybacz mi ale… Ale nie jestem na to gotowa.. Nie wiem czy tego chcę.. Ślubu, tego całego szaleństwa.. Uwiązania do końca życia…

- Uwiązania? Uważasz, że nasz związek to uwiązanie dla Ciebie..

- Nie, to nie tak.. Źle mnie rozumiesz. Chce być z Tobą.. Kocham Cię..

- Ale chyba nie tak mocno jak myślałem. Rozumiem doskonale. Koniec tego tematu, nie było tej sytuacji. Wracajmy…

   Po chwili balon wylądował na ogromnej polanie, gdzie czekała na nas limuzyna. Siedzieliśmy na dwóch końcach tylnego siedzenia. Ja patrzyłam w swoje okno, a Zayn w swoje. Co chwilę zerkałam na niego ukradkiem, licząc na to, że odpowie mi tym samym. Jednak Malik cały czas patrzył przed siebie, a pięści miał mocno zaciśnięte. Na jego twarzy malowała się złość zmieszana z zawodem i smutkiem. Zraniłam go i to bardzo. Sama nie rozumiałam swojego zachowania. Od dziecka marzyłam, że kiedyś wyjdę za Zayn’a, bo tylko jego żoną chciałam być, a teraz stchórzyłam. Bo? Bo byłam idiotką. Po 30 minutach dotarliśmy do hotelu. Gdy samochód zaparkował przed wejściem, Zayn od razu wsiadł i ostentacyjnie trzasnął drzwiami. Ja siedziałam jeszcze chwilę w limuzynie i wpatrywałam się w swoje dłonie. Czułam się podle.

- Pani Dawson, nie chciałbym być niemiły, ale za chwile mam kolejny kurs. – usłyszałam po dłuższej chwili głos kierowcy.  Dopiero wtedy ocknęłam się z amoku. Siedziałam bezczynnie 20 minut.

- Przepraszam bardzo.. Zamyśliłam się. Do widzenia. – rzuciłam i czym prędzej wyszłam z limuzyny. Wiedziałam, że nie mogę wrócić do pokoju. Nie chciałam jeszcze bardziej ranić Zayn’a. Musiałam z kimś pogadać. Wstąpiłam jeszcze do baru i kupiłam butelkę wódki.

- Hej Evuś… Ej wszystko w porządku? – powiedziała z lekkim strachem w głosie Mandie.

- Zayn mi się oświadczył.. Wypijemy za to? – rzuciłam i wyjęłam zza pleców butelkę.

- Chodź.. Oświadczył Ci się?! To cudownie!! A Ty co na to?

  Ja tylko odwróciłam się  w jej stronę i rzuciłam jej znaczące spojrzenie. Mandie tylko otworzyła usta ze zdziwienia i usiadła na końcu łóżka.

- Odmówiłaś mu?!

- Nie, tak… Użyłam złych słów… Zayn mnie tak zaskoczył.. Nie potrafiłam nawet pozbierać myśli. Wyszło na to, że nie chce za niego wyjść..

- A Zayn co na to?

- Ma do mnie ogromne pretensje.. Nie dziwie mu się… Spieprzyłam sprawę Mandie.

Dziewczyna przysunęła się bliżej i mocno mnie przytuliła.

- Wszystko można naprawić.. – powiedziała z promienny uśmiechem.

    Całą noc piłyśmy, śpiewałyśmy i wygłupiałyśmy się. Rano obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Mandie spała na podłodze owinięta w hotelowy koc. Tak bardzo nie chciałam wstawać z łóżka, ale dzisiaj miałam dwa spotkania w sprawie sesji zdjęciowych chłopaków, musiałam zrobić małe zakupy, a do tego wieczorem czekał nas kolejny koncert. Powoli wstałam z łóżka i podpierając się ściany weszłam do łazienki. Odkręciłam wodę, zdjęłam ubrania i usiadłam pod prysznicem. Woda spływała po moim ciele, powoli przywracając mi siły witalne. Cały czas przed oczami widziałam smutną twarz Malika. Dalej nie wyobrażałam sobie, że wrócę do naszego pokoju. Pożyczyłam kilka ubrań od Mandie, która wciąż leżała bez ruchu na podłodze, wydając z siebie co rusz odgłosy cierpienia i pojechałam na spotkania. Na żadnym z nich nie mogłam się skupić. Cały czas ktoś coś do mnie mówił, jednak ja myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Myślami byłam cały czas we wczorajszym wieczorze, w głowie układałam idealną odpowiedź dla Zayn’a, w której mówie mu jak bardzo go kocham i jak bardzo marzę o tym by zostać jego żoną. Czasu nie mogłam jednak cofnąć. Po spotkaniach z fotografami, pojechałam do pobliskiego centrum handlowego, by choć trochę podreperować stan garderoby chłopaków. Gdy kręciłam się po sklepach, co rusz ktoś do mnie podchodził, by się ze mną przywitać, chwilę pogadać i zrobić zdjęcie. Czułam się z tym strasznie dziwnie.. Przecież nie byłam nikim ważnym, ani sławnym. Byłam tylko stylistką 1D i jestem, bądź byłam dziewczyną Malika. Po 3 godzinach zakupów, nadszedł czas na przygotowania do wieczornego koncertu. Gdy dotarłam na miejsce, na backstage’u panował nie mały chaos i bałagan. Wszyscy biegali z miejsca na miejsce, każdy się gdzieś spieszył, jak zawsze nic nie było gotowe. W garderobie Lou i Niall grali w piłkę, co chwilę coś zrzucając, bądź tłukąc, Harry siedział na kanapie i czytał gazetę, a Liam razem z Matt’em wybierali ciuchy na dzisiejszy wieczór. Zayn’a nie było z nimi, jednak doskonale wiedziałam gdzie go szukać. Odstawiłam torby z ubraniami w kąt i wyszłam na parking. Zayn siedział na krawężniku i palił. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam obok niego.

- Hej.. – powiedziałam niepewnie. Zayn tylko spojrzał na mnie karcący wzrokiem i milczał.

- Zayn… Przepraszam za wczoraj.. To nie tak powinno wyglądać, nie to powinnam była powiedzieć.

- Powiedziałaś to co chciałaś powiedzieć. Koniec. – burknął, wstał gwałtownie i ruszył w stronę wejścia. 

   Nie dałam za wygraną i w ostatniej chwili wślizgnęłam się między jego a drzwi, tarasując mu przejście. Nasze ciała i usta dzieliły milimetry. Ostatnimi siłami broniłam się, żeby nie wpić się w jego idealne, malinowe usta.

-Nie to chciałam powiedzieć… - zaczęłam cichym i niskim głosem.

- Tak, a co takiego chciałaś powiedzieć? – rzucił Zayn, oparł dłonie na drzwiach i nachylił nade mną swoją głowę.

- Zayn, kocham Cię od dziecka.. 8 lat bez Ciebie były dla mnie prawdziwą katorgą. Wiedziałam, że z nikim nigdy nie będę szczęśliwa, bo kocham tylko Ciebie. Jesteśmy cholernie młodzi, to fakt.. Ale co z tego..  Tyle musieliśmy na siebie czekać i tak dużo złego musiało się stać, żebyśmy wreszcie mogli być razem. To co wczoraj powiedziałam, powiedziałam ze strachu.. Ale nie ze strachu, że mam spędzić z Tobą resztę życia, ale ze strachu i myśli o tym, że nie jestem godna by spędzić z Tobą resztę życia. Zayn.. Czy pozwolisz mi być najszczęśliwszą kobietą na świecie i wyjdziesz za mnie?
Zayn patrzył na mnie rozszerzonymi do granic możliwości oczami, które lśniły jak gwiazdy. Gdy skończyłam mówić, odetchnęłam z ulgą. Czułam się trochę dziwnie oświadczając się Malikowi, ale to był jedyny sposób, by zrozumiał jak bardzo go kocham. Po kilku sekundach poczułam jak moje stopy odrywają się od ziemi i zaczynam wirować.

- Eva, jestem najszczęśliwszym facetem na Ziemi!! – krzyczał Zayn, ciągle się śmiejąc.

- Ja też, ale błągam kochanie, odstaw mnie z powrotem na ziemię. – odpowiedziałam. Malik zrobił to o co prosiłam i wyjął z kieszeni swoich jeansów przepiękny pierścionek i założył mi go na palec. Patrzyłam na niego przez chwilę, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Był idealny. Zbliżyłam się do Malika, położyłam mu dłoń na policzku i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.



- Teraz nic nas już nie rozdzieli. – szepnął. 





_________________________________________________________________________________

TEN ROZDZIAŁ CHCIAŁAM W CAŁOŚCI ZADEDYKOWAĆ MOJEJ KOCHANEJ I CUDOWNEJ MAŁEJW.  Z OKAZJI JEJ IMIENIN WCZORAJSZYCH. WIEM, ŻE TROCHĘ SPÓŹNIONE, ALE SZCZERZE. KOCHAM CIĘ BAAAARDZZZOOOO.<3

środa, 14 maja 2014

Rozdział 60.






  Wszyscy stali jak skamieniali na swoich miejscach i patrzyli z przerażeniem na Zayn’a. Muzyka przestała grać, a fani zamilkli.

- Strasznie Was przepraszam. Bardzo chciałem zaśpiewać, ale chyba jednak się pospieszyłem. – powiedział ledwo Zayn do mikrofonu. Po hali od razu rozniósł się głośny krzyk, a później fani zaczęli skandować jego imię. Louis, Liam, Niall i Harry podeszli do Malika i zafundowali mi grupowy uścisk. Ja dalej siedziałam na podłodze, każdy najmniejszy mięsień miałam napięty do granic możliwości. Byłam przerażona, a w głowie panoszyły mi się najczarniejsze scenariusze. Po 20 minutach koncert się skończył i chłopcy zeszli ze sceny. Zayn od razu ruszył w moim kierunku i rzucił mi się w ramiona.

- Eva.. Co ja narobiłem.. – szepnął ledwo. Był całkowicie załamany.

- Spokojnie kochanie. Będzie dobrze. – odpowiedziałam pewnym głosem, choć sama nie wiedziałam czy wierzę w to co właśnie powiedziałam. W milczeniu weszliśmy do garderoby i usiedliśmy na kanapach. Wszyscy byli w wisielczych nastrojach. Każdy bał się wypowiedzieć chociaż słowo. Po kilku minutach dołączył do nas Paul.

- Eva, musicie natychmiast jechać do Uncasville. Dzwoniłem już do lekarzy, są przygotowani na wasz przyjazd. Samochody czekają, zawiozą was do hotelu po rzeczy, a później na lotnisko. – mówił podłamanym głosem. Przytuliłam go mocno, by dodać mu otuchy.

- Zayn, musimy iść. – rzuciłam do Malika. On tylko pokiwał twierdząco głową, pożegnał się z chłopakami i ruszył za mną do samochodu. Podjechaliśmy od tylnej strony hotelu, gdyż przed wejściem zebrała się już spora grupa fanek. Kazałam Zayn’woi zostać w samochodzie i pobiegłam czym prędzej do naszych pokoi, by spakować rzeczy. Po 30 minutach siedzieliśmy już w prywatnym samolocie. Zayn cały czas ściskał mocno moją dłoń, a wzrok miał utkwiony daleko za oknem. Już całkowicie nie mógł mówić. Nawet szeptem. Po jakimś czasie zasnął, opierając głowę na moim ramieniu. Ja cały czas głaskałam go po głowie i ciągle powtarzałam, że wszystko będzie dobrze i że lekarze go wyleczą. Nie wiedziałam skąd brałam siły. Nie spałam od dobrych 4 dni, pracy był ogrom, a teraz jeszcze to nagłe pogorszenie stanu Zayn’a. Jednak nie czułam się zmęczona. Wiedziałam, że muszę być silna za naszą dwójkę i wspierać Malika na tyle na ile będzie mi to dane. Po 3 godzinach, wylądowaliśmy z Uncasville.

- Zayn, obudź się. Jesteśmy. – szepnęłam na ucho Malikowi. On powoli ocknął się i leniwie przeciągnął się na siedzeniu. Po chwili jednak uświadomił sobie co się stało i w jego oczach pojawiło się przerażenie. Ja tylko pogładziłam jego policzek i wysłałam mu promienny uśmiech. Nie wiedząc skąd, na lotnisku czekał na nas tłum dziennikarzy. Z trudem przecisnęliśmy się do samochodu. Lekarze już czekali na nas w szpitalu i od razu porwali Zayn’a na badania. Ja czekałam na korytarzu, cały czas kręcąc się od jednej ściany do drugiej, czekając na jakąkolwiek informację. Po 2 godzinach wreszcie lekarz wyszedł do mnie.

- Witam Pani Dawson. – powiedział miłym głosem i podał mi rękę na przywitanie.

- Witam Panie doktorze i co z nim? – zapytałam.

- Więc, sytuacja nie jest dramatyczna, ale dobra też nie. Prawda jest taka, że gdyby Pan Malik wytrzymał jeszcze dwa dni, do tej sytuacji by nie doszło. Ale nie ma teraz co gdybać, tylko trzeba brać się do działania. Zatrzymamy go na tydzień w szpitalu, będzie przyjmował leki i poddamy go specjalnej rehabilitacji.

- A jakie są szansę, że wyjdzie z tego?

- Mamy nadzieję, że duże, ale musimy czekać. – odpowiedział i odszedł.

    Kolejny tydzień minął piekielnie szybko.  Zamieszkałam tak naprawdę w szpitalu. Na każdym kroku starałam się pilnować Zayn’a, by nie przeszkadzał lekarzom w pracy. Tym razem jednak był potulny jak baranek. Ani nie zająknął się, że chce zapalić, czy że lekarze robią coś źle. Wreszcie nadszedł ten upragniony dzień. Lekarze mieli sprawdzić, czy głos i struny Malika są w pełni sprawne. Siedzieliśmy we dwójkę w małym pokoiku, czekając na konsylium. Po 10 minutach dołączyli do nas lekarze i nauczyciel śpiewu.

- Możemy zaczynać? – zapytał jeden z nich. Zayn tylko pokiwał twierdząco głową.

- Dobrze. Proszę, zaśpiewaj jedną z Waszych piosenek. Najpierw niskimi tonami.

   Zayn wziął głęboki oddech i zaczął nucić Gotta be you. Patrzyłam na niego cały czas i ze zdenerwowania z całej siły wbijałam sobie paznokcie w dłonie.

- Mhm okej. A teraz tą samą piosenkę proszę zaśpiewaj od niskim tonów do najwyższych na jakie Cię stać.

    To byłą chwila prawdy. Ten moment miał pokazać, czy Zayn wyzdrowiał. Zamknęłam oczy i słuchałam jego czystego głosu. Zaśpiewał całą piosenkę, bez żadnych problemów. Lekarze tylko spojrzeli na siebie i wyszli z pokoju zostawiając nas samych. Minuty mijały, a oni cały czas nie wracali. Ani ja ani Zayn nie mieliśmy odwagi by ruszyć się z krzeseł.

- No więc panie Malik. Mam świetne wieści. Jest pan całkowicie zdrowy i może pan śpiewać. Co prawda na początku trochę oszczędniej, bez szaleństw z modulacją, ale za tydzień, może pan już śpiewać tak jak Pan najlepiej potrafi. – oznajmił lekarz wchodząc do pokoju. Malik bez słowa rzucił mu się na szyję, podniósł do góry i zaczął kręcić w koło.

- Bardzo dziękuję. – powiedział, gdy odstawił go na miejsce.

- Nie ma za co. Proszę podziękować swojej dziewczynie. Walczyła o Pana jak lwica. – odpowiedział z uśmiechem lekarz i wyszedł z pokoju. Zayn podszedł do mnie, odgarnął z mojej twarzy włosy i złożył na moich ustach delikatny pocałunek, który spowodował, że przez całe moje ciało przebiegły ciarki.

- Dziękuję. – szepnął.

- Nie ma za co. Wracajmy do ekipy. – odpowiedziałam.

    Z Paul’em doszliśmy do wniosku, że Zayn odpocznie jeszcze dwa dni, więc od razu pojechaliśmy do Los Angeles, gdzie za dwa dni ma odbyć się kolejny koncert. W końcu mieliśmy czas tylko dla siebie. Gdy obudziłam się rano w hotelu, Zayn’a nie było. Przeciągnęłam się leniwie na łóżku i spojrzałam na zegarek. Była dziewiąta rano.

- Przecież on tak wcześnie nie wstaje.. – pomyślałam, wzięłam paczkę fajek, telefon i wyszłam na balkon. Telefon Malika milczał. Zadzwoniłam jeszcze 5 razy, ale dalej odzywała się jego poczta głosowa. Zaczęłam się lekko denerwować, ale postanowiłam dać mu czas. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w biała, koronką sukienkę do ziemi, zrobiłam lekki makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone i zeszłam na dół na śniadanie. W trakcie konsumowania posiłku, do hotelu dotarła cała ekipa 1D. Szybko skończyłam jeść i popędziłam przywitać się ze wszystkimi.

- Eva!!! – krzyknęli chórem Niall, Liam, Lou i Harry i rzucili się na mnie.

- Boże jak ja się za Wami stęskniłam. – powiedziałam tonąc w ich ramionach.

- A gdzie Zayn? – zapytał z uśmiechem Lou.

- Wiecie co nie wiem.. Gdy się obudziłam już go nie było, ale pewnie pojawi się niedługo. W końcu to Zayn. On chadza własnymi ścieżkami. – odpowiedziałam. Po chwili do hotelu weszła Mandie. Czym prędzej pobiegłam do niej i obie rzuciłyśmy się sobie w objęcia, prawie wywracając się przy tym.

- Ścięłaś włosy!!! Wyglądasz ślicznie!! – powiedziałam.

- Dziękuję! Jak dobrze Cię widzieć, muszę Ci coś opowiedzieć. – mówiła podekscytowanym głosem. Cała promieniała. Wszyscy z ekipy poszli rozpakować się w swoich pokojach i odpocząć, a ja czekałam u siebie na Mandie i na jej ważną wiadomość. Po 30 minutach zapukała do moich drzwi.

- No dobra. Mów co się stało, bo świecisz jak słońce. – powiedziałam. Dziewczyna usiadła na łóżku, nie mogąc przestać się uśmiechać.

- Byłam na randce z Liam’em. – odpowiedziała i schowała twarz w dłoniach. Ja tylko otworzyłam usta ze zdziwienia i usiadłam obok niej.

- No coś Ty?! Opowiadaj wszystko.

- Po jednym z koncertów zaprosił mnie na kolację. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, później poszliśmy na długi spacer. Było tak romantycznie, cudownie…  

- Będzie coś z tego?

- Tak, nie.. Nie wiem.. Chciałabym, ale sama nie wiem..

- Ojj ja coś czuję, że będzie.

Po chwili zadzwonił hotelowy telefon.

- Witam Pani Dawson. Na dole czeka samochód, który ma panią zawieźć na spotkanie. – powiedział głos w słuchawce.

- Jakie spotkanie? Ja o niczym nie wiem. – odpowiedziałam, ze zdziwieniem.

- Dostałem taką informację od osób z Państwa ekipy.

- No dobrze, już schodzę. – odpowiedziałam i odłożyłam słuchawkę.

- Słuchaj muszę iść. Paul pewnie zapomniał mi powiedzieć, że mam dzisiaj jakieś spotkanie. Pewnie w sprawie jakiejś sesji. Pogadamy jak wrócę. – zwróciłam się do Mandie.

   Faktycznie, przed hotelem czekała na mnie czarna limuzyna. Jechaliśmy dobre 40 minut i zatrzymaliśmy się na jakimś odludnym polu, na obrzeżasz Los Angeles. Serce waliło mi jak szalone.

- To tutaj. Już na Panią czekają. – powiedział z uśmiechem kierowca. Wzięłam głęboki oddech i niepewnie wysiadłam z samochodu. Moim oczom ukazał się wielki balon, a obok niego stał Zayn z jakimś mężczyzną.

- Zayn.. Co to ma znaczyć? – zapytałam zszokowanym głosem.

- Pamiętasz, zawsze marzyłaś o locie balonem. Postanowiłem spełnić Twoje marzenie. – odpowiedział z zawadiackim uśmiechem. Bez słowa rzuciłam mu się w ramiona i zaczęłam go całować. Po chwili wsiedliśmy do kosza i  odbiliśmy się od ziemi. Widok był nieziemski. Słońce oświetlało Los Angeles, które z lotu ptaka wyglądało jeszcze piękniej. Cały czas rozglądałam się dookoła z otwartą buzią. Nie mogłam uwierzyć w to, że lecę balonem.

- Eva.. Muszę Ci coś powiedzieć.. – rzucił po chwili Zayn. Był mocno poddenerwowany.

- Tak? – odpowiedziałam.

- Ten czas w szpitalu i to co się ostatnio działo, dało mi dużo do myślenia. Jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie, nigdy nie spotkam drugiej takiej i nikogo nie będę kochał tak mocno jak Ciebie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.. Wiem, że między nami było dużo złego, ale… Eva wyjdziesz za mnie?

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 59.



   Patrzyłam na niego, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Zayn wpatrywał się we mnie tymi swoimi wielkimi, brązowymi oczami, które lśniły jak gwiazdy. Wyglądał jak małe dziecko.

- Dobra, może mi wreszcie powiecie o  co chodzi. Zachowujecie się, jakbym zaraz miał umrzeć. - rzucił ze zdenerwowaniem Zayn.
  Popatrzyłam na wszystkich w karcący sposób, dając im do zrozumienia, że wcale mi tego nie ułatwiają. Nie mogłam dłużej tego odwlekać. Wzięłam głeboki oddech i chwyciłam dłoń Mulata.

- Zayn.. Bo chodzi o to, że...

- No o co?

- Nie pomagasz. Chodzi o to, że lekarze muszą poddać Cię eksperymentalnemu leczeniu...

- To oni już nawet nie potrafią durnego zapelnia płuc wyleczyć?

- Nie chodzi o to..

- A co?

- O Twoje struny głosowe... Jeśli lekarze nie zaczną działać już... Nigdy nie będziesz mógł już śpiewać.

 Widziałam jak z każdym wypowiadanym przeze mnie słowem, twarz Malika blednie i poważnieje. Był wściekły i załamany, choć starał się to ukryć i udawał macho.

- Eva, jeśli to jest żart, to bardzo kiepski i wcale mnie nie bawi.

- To nie jest żart Zayn. Musisz zacząć leczyć się od razu.

- Coś mi się nie chce wierzyć.. Ile to ma trwać?

- 2 tygodnie.

- I już? To przejdzie?

Zamilkłam.

- Aha, świetnie.. Mam się leczyć, ale nikt mi nie daje gwarancji, że to minie.
- Zayn, choć raz posłuchaj innych. Musisz się całkowicie podporządkować lekarzom. Nie ma kozaczenia i innych durnych wygłupów. Sytuacja jest na prawdę poważna.

- Eva ma rację. Będzie ciężko, ale damy radę ze wszystkim. - wtrącił się Liam.

- Nie dam się faszerować jakimiś lekami jak królik doświadczalny, skoro nikt mi nie daje pewności, że wyzdrowieję.

- Zayn! – krzyknęliśmy chórem.

- No co?

- To już nie są przelewki stary. Albo słuchasz lekarzy, albo już nigdy nie zaśpiewasz dla naszych fanów.. Dla nikogo.. Wybór należy do Ciebie. – rzucił wrogo Harry. Zapadła cisza. Zayn mierzył nas wszystkich wzrokiem.

- No dobra.. Może masz rację Harry. Niech robią co muszą.. – burknął Zayn. Wszyscy głośno odetchnęliśmy z ulgą, co Malik skomentował delikatnym uśmiechem.

- Okej chłopaki. Musimy isć.. Trzeba jechać na kolejny koncert. – powiedział po chwili Paul.
Widziałam jak w oczach Malika zbierają się łzy, gdy cała 4 się z nim żegnała.

- Paul, mam jechać z Wami, czy poradzicie sobie beze mnie przez te kilka dni? – zapytałam.

- Zostań, jasne. Ktoś musi być przy Zayn'ie. Trzymaj się mały i widzimy się niedługo. - opowiedziałam Paul..

-Nie! Jedź z nimi. – rzucił wrogo Malik.

Popatrzyłam na niego zszokowana.

- Słuchał? – powiedziałam po chwili.

- To co słyszałaś.. Nie chce Cię tutaj. Jedź z nimi.

- Zayn, gorączka Ci skoczyła znowu? Co ty gadasz.. – wtrącił się Lou.

- Nie. Nie chce jej tutaj. Koniec tematu. Idźcie już. – rzucił Zayn i utkwił wzrok w podłodze. Patrząc na niego zbierało mi się na płacz. Słowa Zayn’a bardzo mnie bolały. Byliśmy parą, więc powinniśmy być razem w tych ciężkich chwilach. Nic mu nie odpowiedziałam. Harry objął mnie ramieniem i wszyscy wyszliśmy z jego Sali. Byłam na niego wściekła.

- Jedziesz z nami na koncerty? – zapytał Niall, gdy siedzieliśmy w samochodzie w drodze do hotelu.

- Oczywiście, że nie. Ktoś musi go pilnować. Niech sobie gada co chce, ochrona może mnie nawet wyrzucić ze szpitala. Nie zostawię go. – odpowiedziałam poważnie, a kilka kropel łez spłynęło mi po policzku. Chłopcy i całą ekipa spakowała się, a ja załatwiłam wszystkie formalności, żeby przedłużyć swój pobyt o tydzień w hotelu.

- Weź rachunek gdy wyjedziesz. My za wszystko zapłacimy. – powiedział Paul, gdy żegnaliśmy się przed hotelem.

- Paul, dziękuję, ale naprawdę nie trzeba. Zostaję tu z własnej woli. Dam radę. – odpowiedziałam z uśmiechem.

- Zayn jest dla mnie jak syn. Koniec tematu. – odpowiedział. Mocno go przytuliłam i pożegnałam się z chłopakami. Gdy wszystkie busy odjechały, wróciłam do swojego pokoju, by trochę się odświeżyć i zmienić ubrania. Nie spałam od dwóch dni, ale zupełnie nie czułam zmęczenia. Po dwóch godzinach byłam w drodze do szpitala. Wstąpiłam jeszcze do księgarni by kupić Zayn’owi komiksy Marvela i do sklepu po mnóstwo słodyczy, żeby trochę umilić mu pobyt w szpitalu. Gdy wysiadłam na parkingu przed szpitalem, było już późno i dość ciemno. Idąc korytarzem w stronę Sali Malika, z każdym krokiem czułam się coraz bardziej niepewnie. Wiedziałam, że będzie wściekły, że nie pojechałam z chłopakami, ale przecież nie mogłam go zostawić samego. Miałam nadzieję, że to zrozumie wreszcie. W jego Sali paliło się tylko delikatne światło małej lampki, która stała na szafce obok łóżka. Zayn siedział na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, a wzrok miał utkwiony z bliżej nieokreśloną przestrzeń. Płakał.

- Zayn.. – powiedziałam cicho, upuściłam torby na podłogę i szybko usiadłam obok niego na łóżku. Malik podniósł głowę i utkwił swój wzrok w mojej twarzy.

- Co Ty tutaj robisz? Miałaś jechać z nimi. – odpowiedział załamanym głosem.

- Na serio myślałeś, że Cię tutaj zostawię samego?

- Tak.

- Zayn do cholery, jesteśmy parą. Bycie w związku to nie tylko cieszenie się z radosnych chwil, ale przede wszystkim to wspieranie się w ciężkich chwilach. Jeśli Ty myślisz inaczej to jesteś w dużym błędzie mój drogi.

  Z każdą sekundą byłam coraz bardziej wściekła i mało mi brakowało do płaczu. Zayn to od razu zauważył i mocno mnie objął.

- Czemu chciałeś żebym pojechała z nimi? – szepnęłam mu do ucha.

- Bo się panicznie boję. Nie chciałem żebyś na to patrzyła. Za dużo już wycierpiałaś przeze mnie… - odpowiedział poważnie. Bez zastanowienia, ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go. Tak bardzo brakowało mi dotyku je dłoni na mojej skórze i smaku jego idealnych ust.

- Masz szczęście, że Cię kocham głuptasie. – powiedziałam, gdy udało mi się na chwilę od niego oderwać.

   Następne półtora tygodnia było straszne. Nieustannie kłóciliśmy się z Zayn’em, a ja większość czasu poświęciłam na szukaniu kryjówek, w których chował papierosy. Muszę przyznać, że jego wyobraźnia w tej kwestii całkowicie przerosła moje wyobrażenia. Po tym okresie czasu, lekarze pozwolili Zayn’woi opuścić szpital i wrócić do ekipy. Musiał tylko brać leki i bardzo oszczędzać swój głos. Każdego wieczora Zayn wychodził z chłopakami na scenę, ale nie śpiewał. Widziałam jak bardzo dobijała go ta sytuacja, ale byłam z niego piekielnie dumna, że tak podporządkował się leczeniu. Nawet nie zauważyłam kiedy minęły dwa tygodnie odkąd Zayn zachorował. Codzienne zmiany miast, koncerty.. Tak dużo się działo. Dzisiaj miał odbyć się koncert w Meksyku. Razem z Mandie spędziłyśmy pół dnia na zwiedzaniu i bezsensownym kręceniu się po ulicach Mexico City. Byłam całkowicie oczarowana tym krajem i ludźmi. Niestety musiałyśmy wracać i szykować chłopaków do koncertu. 5 minut przez rozpoczęciem, do moich uszu dotarły odgłosy dość mocnej kłótni.

- Daj mi mikrofon! – syknął Zayn ze złością.

- Ale Zayn, musisz się jeszcze oszczędzać. – odpowiedział techniczny.

- Co się dzieje? – powiedziałam.

- Zayn chce dzisiaj śpiewać.

- Oszalałeś?!

- Mieli mnie leczyć 2 tygodnie. 2 tygodnie minęły? Minęły. Daj mi ten cholerny mikrofon!!! – krzyknął Malik, po czym wyrwał Frankowi z rąk mikrofon i dołączył do chłopaków przy wejściu na scenę. Po 3 minutach całą piątka wpadła na scenę i zaczął się koncert. Ja stałam przerażona obok Franka. Gdy nadszedł moment solówki Zayn’a w Gotta by you, zamknęłam oczy i przykucnęłam na ziemi. Bałam się najgorszego.. I nie myliłam się.. W połowie solówki Zayn zamilkł.. Stracił głos.

- O nie.. – szepnęłam..